Witam serdecznie!
Przepraszam, ze ominęłam "Powitalnie" i od razu rzuciłam się do wysyłania postów na forum
Prezentuję post, który zamieściłam już w jednym wątku, on doskonale oddaje moja obecną sytuację.
Postanowiłam zwrócić się do uczestników forum, ponieważ od dłuższego czasu zaczęłam szukać swojej drogi do Boga. Postaram się jak najkrócej opowiedzieć moja historię. Wraz z mężem zostaliśmy wychowani w wierze rzymsko-katolickiej, mąż kiedyś służył nawet do mszy, jednak nie była to prawdziwa, głęboka wiara, tylko coś, "co musi być i już, bo co ludzie powiedzą, bo tak wypada". Niestety pogląd ten jest tak obecnych w naszym społeczeństwie, robienie czegoś na pokaz, bo "tak trzeba". W mojej rodzinie nigdy nie było współnych wyjść do kościoła, rodzice nie rozmawiali ze mną o Bogu, na wiele nurtujących mnie pytań od nikogo nie mogłam uzyskać odpowiedzi. Ale ponoć byliśmy katolikami... Dzisiaj swoją Pierwszą Komunię Św. wspominam tylko przez pryzmat prezentów - niestety smutne to, ale prawdziwe. Tak samo śluby rzymsko-katolickie znajomych. Najważniejsze wesele, przepych, fryzura i kosmetyczka. A gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Nauki przedmałżeńskie trzeba "odbębnić" - przykry obowiązek. Koledze potwierdzenie odbycia spowiedzi przedślubnej podpisał inny kolega Pożycie przed ślubem? "A owszem jest, ale przecież w niedzielę wyspowiadam się z tego i będzie wszystko ok" - słowa znajomego. przecież taka spowiedź będzie nieważna, bo nie ma postanowienia poprawy! Dodatkowo jeszcze zachowanie duchownych katolickich, rewelacje przedstawiane w mediach, szczegółówe pytania intymne zadawane prze księdza na spowiedzi. Jednak czara przelała się w momencie, gdy ksiądz proboszcz nie chciał ochrzcić dziecka szwagra, ponieważ nie miał ślubu kościelnego z matką dziecka(to była wpadka, nie kochają się, nie chcą być razem), a sam MA DWOJE DZIECI! Moim zamiarem nie jest obrażanie nikogo, poprostu chcę przedstawić sytuację, w której się znalazłam. Jestem otoczona pseudokatolikami, zakłamanymi, których życie nie ma nic wspólnego z nauką Boga. Dlatego zaczęłam szukać... Z mężem wzięliśmy ślub cywilny, był dla nas bardzo ważny, składaliśmy przysięgę. Odbyło się małe przyjęcie z uroczystym obiadem. Byliśmy zachwyceni. Rodzina nie. Na kościelny w KRK nie zdecydowaliśmy się od razu. Oczywiście nastąpiło wielkie oburzenie rodziny, ale my poprostu tego nie czujemy. Powiem szczerze, na myśl, że mam wyspowiadać się księdzu do ucha bierze mnie obrzydzenie. nie byłam u spowiedzi od bierzmowania (14 lat) a mam już 25 lat. Ponad 11 lat... Bardzo mi z tym źle, ale teraz i tak zostaliśmy wykluczeni z życia kościoła, bo według niego żyjemy w grzechu i nawet gdybym się przełamała nie dostanę rozgrzeszenia. Modlę się codziennie, chodzę do kościoła, ale czegoś mi brakuje... Chcę w pełni uczestniczyć we mszy św, przyjmowac komunię, chcę wziąć ślub przed obliczem Boga, ale chyba już nie chcę należeć do KRK. KEA już od kilku lat "siedzi" w mojej głowie. Chciałabym zacząć uczestniczyć w życiu KEA, ale oczywiście pojawia się mnóstwo wątpliwości, niepewności... Wiem, że to nie jest forum typu 'telefon zaufania" jednak nie mam do kogo się zwrócić i chciałabym uzyskać od Was jakies wsparcie w tej kwestii. Czy przechodząc do KEA nie czuliście się w jakimś sensie "zdrajcą"? Jednak tyle lat życia w tradycji katolickiej robi swoje. I druga sprawa: odrzucenie kultu świętych... nie wiem czy mogłabym się na to zdobyć. I patrzeć na papieża też już zupełnie inaczej... Bardzo proszę o Wasze przemyślenia, Wasze słowo jest mi bardzo potrzebne.