przez von_reinau » N gru 19, 2010 14:05
Jakkolwiek jestem katolikiem, to cieszę się niezmiernie, że istnieje w polskim luteranizmie nurt staroluterski i konserwatywny. Mam kilkoro przyjaciół luteran o konserwatywnym spojrzeniu na rzeczywistość, jednakże nie wiedziałem, że nurt ten jest w Polsce reprezentowany w sposób instytucjonalny bądź pół-instytucjonalny. Zwłaszcza obserwuję działania amerykańskich konserwatystów zrzeszonych w Kościołach Synodu Missouri i Wisconsin. Nie ukrywam, że nurt konserwatywny cieszy mnie również w łonie anglikanizmu, prawosławia czy innych Kościołów - zarówno protestanckich jak i starokatolickich. Mieszkam na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Wychowałem się na wsi, na przeciw zburzonego w 1970 roku kościoła staroluterskiego. Jako że do tej wioski sprowadziliśmy się w roku 1975 - było to już post factum. Kościoła tego nie ochronił nawet miejscowy szef podstawowej organizacji partyjnej PZPR, który walczy o to, by budynku nie burzyć, ale by (zapewne w oczekiwaniu na lepsze czasy) budynek przekazać na cele miejscowej szkoły podstawowej. Opis tej sytuacji mam czarno na białym (a właściwie niebiesko na żółtym) w postaci uratowanego przed makulaturowym przemiałem egzemplarza rękopisu wspomnień szefa komórki partyjnej, a jednocześnie kierownika miejscowej szkoły. Co ciekawe - w obronie budynku kościoła stanął komunista, a nie stanęli lokalni i okoliczni proboszczowie katoliccy. Z wykształcenia jestem magistrem teologii w specjalności "historia Kościoła", w związku z czym miałem ułatwienie by sprawę tą zbadać i przeprowadzić rozmowy w tej sprawie ze świadkami tamtych wydarzeń. Proboszczowie tłumaczyli, że o sprawie nie wiedzieli - i mogło istotnie tak być. W tym dniu proboszcz parafii sąsiedniej przejeżdżał autobusem przez tą miejscowość rano i wieżę kościoła widział - gdy wracał po południu - już wieży nie było. Proboszcz parafii miejscowej wpadł w furię i gdy się dowiedział o fakcie zburzenia kościoła ewangelickiego zgłosił ten fakt biskupowi Czerniakowi w Gnieźnie, który reprezentował kardynała prymasa Wyszyńskiego i podjął decyzję w imieniu prymasa karnego odłączenia tej miejscowości od miejscowej parafii i przyłączenia do innej - odleglejszej (tej, której proboszcz przejeżdżał autobusem)... Dotychczasowy proboszcz nie chciał mieć nic wspólnego z tymi "bezbożnikami i komunistami". Pozostaje pytanie, dlaczego przez 25 lat od zakończenia II wojny światowej nikt się tym kościołem nie zajął - niemieckich luteran wysiedlono, polskich nie było, a katolicy dziwnie nie byli tym obiektem zainteresowani - paradoksalnie za wyjątkiem wiejskiego szefa PZPR, który nie miał wpływu na decyzje wyższego szczebla. Co ciekawe - w trakcie rozbiórki kościoła zdarzył się wypadek - wieża runęła na traktor ciągnący linami wieżę: jedna osoba zginęła na miejscu, druga zmarła w szpitalu w tym samym dniu, trzecia - po wielotygodniowych męczarniach - również kilka miesięcy później w szpitalu. W ciągu roku od wydarzenia w wyniku wypadku komunikacyjnego, nowotworu i zawału serca (inni mówią że wścieklizny po zakażeniu przy "skórkowaniu" potrąconego lisa) zmarły kolejne trzy osoby będące mocodawcami tej decyzji z gminy i powiatu. Oczywiście zrobiono wszystko, by o losie bezbożników nie zrobiło się głośno. Mieszkańcy wsi mówili o "karze Bożej"... W tej chwili na sztucznie usypanej górze jest sama posadzka kościoła - wokół rośnie starodrzew lipowy i bez lilak pamiętający czasy parafii luterańskiej. Z tzw. pastorówki zrobiono mieszkania socjalne - swoją drogą uroczy eklektyczny pałacyk położony w urokliwym parku z dębami, z których najstarszy został posadzony (wg lokalnej legendy) przez króla Władysława Łokietka idącego na Płowce. W ten sposób wychowałem się kilkadziesiąt metrów od tej malowniczej i smutnej ruiny i jako jedyny mieszkaniec tej wioski co roku paliłem znicze na Wszystkich Świętych na opuszczonym ewangelickim cmentarzu i na posadzce zburzonego kościoła. Gdy już byłem bardziej "świadomy religijnie" - znicze zapalałem już 31.X - w Święto Reformacji - kupując rozmyślnie takie, które mogłyby palić się 2-3 dni. Jako katolik w skromny sposób chciałem również uszanować tradycję luterańską, choć robiłem to po omacku i intuicyjnie, bez głębszej znajomości teologii ewangelickiej i zagadnień praktycznych KEA. Gdy budynek plebanii ewangelickiej miał zostać sprzedany przez gminę - zawiadomiłem najbliższą parafię ewangelicką, by zdążyła wnieść ewentualne veto. Usłyszałem smutne "Proszę pana, ani u nas już nie ma luteran na tym terenie i szczerze mówiąc byłby z tym spory kłopot: kolejna nieruchomość zabytkowa do utrzymania". Teraz czytam na Waszym forum (a mam nadzieję, że przyjmiecie mnie tutaj przymykając oko na moją denominację ;-) , że Synody Wisconsin albo Missouri szukają czegoś w Polsce - czy ogólnie - w tej części Europy. Może ten obiekt byłby odpowiedni - sądzę, że z funduszy unijnych można by odbudować ten kościół - a znajoma architekt mieszkająca w Hiszpanii ma na to świetny pomysł i zrobiłaby to za friko. Gdyby nie ten obiekt - piękny i niszczejący kościół luterański jest w Izbicy Kujawskiej - w centrum miasta - że już nie wspomnę o kościele w Pisarzowicach na Dolnym Śląsku, który można obejrzeć na portalu opuszczone.com. Być może powstałaby parafia personalna (choć nie znam uwarunkowań prawnych), może jakieś centrum kulturalno-naukowe, jakiś instytut - UE bardziej sypnęła by euro na innowacyjne inicjatywy. Swoją drogą brakuje mi w polskim chrześcijaństwie jakiejś promocji czy to protestantyzmu, czy prawosławia czy innych wyznań. Sądzę, że byłoby to zdrowe dla wszystkich - akcje promocyjne czy nawet - excusez moi - reklamowe przyniosłyby wiedzę o Kościołach i nowych członków, a Kościół większościowy może bardziej by się starał. Z kimkolwiek się rozmawia - np. z prawosławnymi czy nielicznymi (w Warszawce) anglikanami - słyszy się, że "my nie prowadzimy żadnej misji, tylko duszpasterzujemy tym, co już są..." - dziwne to jest dla mnie, chociaż jestem katolikiem - a niby dlaczego anglikanie czy luteranie czy prawosławni nie mieliby promować tego, czym żyją? Może pora porzucić kompleksy i uniżona postawę wobec wyznania większościowego, a zacząć stawiać na zasadę konkurencyjności i równego dostępu? Przecież taka postawa nie musi oznaczać wrogości i agresji. Kiedyś wziąłem udział w bardzo nieoficjalnym spotkaniu o wymiarze ekumenicznym, gdzie byli obecni m.in. duchowni 3 lub 4 wyznań chrześcijańskich, w tym KRK i KEA... konkluzja była jedna: wszak Szefa mamy tego samego - tylko brygadziści są różni... Dla zgorszonych ta tezą powiem, iz nie ja jestem jej autorem ;-) pozdrawiam serdecznie