Może kogoś zaciekawi - mój artykuł (pierwszy z rozpoczynającej się serii) do naszego Kościelnego dwumiesięcznika "Evangelík - Ewangelik":
Nieoczywista oczywistość (1)
Artykuł ten a zarazem całą planowaną serię nazwałem w ten sposób aby podkreślić pewnego rodzaju paradoks. Tą nieoczywistą oczywistością jest Kościół. Z reguły wiemy czym on jest – że ma swoją historię, swoje życie, swoje praktyki i zwyczaje, swoje władze. Dodać do tego można wiele innych określeń. Chrześcijanin powinien znać Kościół, a już szczególnie ten do którego przynależy. Jednak nie chodzi tylko o to, aby Kościół znać – co i tak jest przecież dość karkołomnym zadaniem aby go w pełni poznać. Ale chodzi przede wszystkim o to, aby Kościół pokochać. Aby był on miejscem w którym nie będziemy czuli się obco, ale będziemy pozytywnie zmobilizowani, aby realizować te cele, które powierzył nam Jezus Chrystus.
Co oznacza Kościół?
Właściwym greckim słowem oznaczającym Kościół (uwaga – w języku polskim Kościół oznacza wspólnotę wierzących, a kościół budynek w którym odbywają się nabożeństwa) jest słowo έκκλησία – ekklesia. Był to jednak termin, który pierwsi chrześcijanie zaczerpnęli z terminologii świeckiej. Ekklesia była po prostu zgromadzeniem. Ale poza swym całkowicie świeckim znaczeniem była ona używana także w kontekście religijnym – chociażby w greckim tłumaczeniu Starego Testamentu (LXX – Septuaginta). Z samej tej nazwy wynika praktyczna podstawa istnienia Kościoła. Kościół jest to zgromadzona wspólnota. Gromadzić się można z różnych powodów i dla różnych celów. Chrześcijańskie zgromadzenia od początku były w imieniu Jezusa Chrystusa w celu słuchania wykładu Słowa Bożego, wspólnej modlitwy i uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej.
Dość szybko jednak Kościół przestał być ograniczony do Jerozolimy, powstawały kolejne zbory, które były równouprawnionymi Kościoła. W końcu również tam zwiastowano Słowo Boże, modlono się i sprawowało Wieczerzę. Termin Kościół przestał być jednoznaczny – i tak właściwie pozostało do dzisiaj. Duże zbory lokalne zaczęły przeradzać się w diecezje, w tym celu do pomocy biskupowi ordynowani byli prezbiterzy (księża). Z czasem ważniejsze diecezje były wyróżniane poprzez godność metropolii, czy też patriarchatu. Podziały, które nastąpiły w chrześcijaństwie to zróżnicowanie jeszcze bardziej pogłębiły. Ciężko nawet o zgodność w tym czym jest Kościół lokalny i czym jest Kościół powszechny (uniwersalny). Z naszej luterańskiej perspektywy Kościół lokalny jest to samodzielny zbór w którym zwiastowane jest Słowo Boże i sprawowane Sakramenty. Wynika to z obowiązującej nas definicji zawartej w Wyznaniu Augsburskim: „Kościół zaś jest zgromadzeniem świętych, w którym się wiernie naucza Ewangelii i należycie udziela sakramentów”. Kościół powszechny natomiast stanowi wyłącznie duchową (i tu w sposób wyraźny różnimy się w naszym spojrzeniu chociażby od rzymskich katolików) zbiorowość na czele której stoi Chrystus Pan.
Lokalne Kościoły (zbory) z reguły łączą się w większe organizmy kościelne. Tak jest również w przypadku naszego Kościoła, który składa się z 5 samodzielnych zborów (parafii). Niekiedy struktura kościelna jest jeszcze bardziej skomplikowana, stąd pojawiają się szczeble organizacyjne takie jak diecezje, senioraty, okręgi kościelne, dystrykty czy synody. Bardzo mocne podkreślanie samodzielności zborów charakterystyczne jest dla USA. Tam dość często zastępuje się określenie Kościół określeniem Synod – co z greckiego oznacza „wspólną drogę”. Można więc powiedzieć, że zbory łączą się ze sobą nie po to aby być pełnoprawnym Kościołem, ale ze względu na wspólne cele.
Kościół powszechny jest rzeczywistością ponadgraniczną, wykraczającą poza nasze ludzkie podziały, ale również podziały będące nie do przeskoczenia. Weźmy chociażby naturalną ludzką sytuację graniczną, którą jest śmierć. Dla Kościoła ta granica nie jest de facto granicą, a co najwyżej punktem na drodze. Ks. Wilhelm Löhe (1808-1872) niemiecki teolog i misjonarz luterański określał Kościół jako „długą procesję pielgrzymów, z których pierwsi są już na Syjonie, a pozostali wciąż są w podróży”.
Przymioty Kościoła
Aby Kościół nie był terminem abstrakcyjnym trzeba było zdefiniować jakie cechy – przymioty on posiada. Wydaje się to skomplikowane, ale przecież z wieloma rzeczami w życiu codziennym czynimy podobnie. Wiemy co jest charakterystyczne dla chleba i z tego powodu nie pomylimy go z omletem. Przykładów można by oczywiście mnożyć. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych spisem cech Kościoła jest fragment wyznania nicejsko-konstantynopolitańskiego, będącego efektem dwóch pierwszych Soborów powszechnych (spotkań biskupów w celu rozwiązania ważnych spraw w Kościele). Wyznanie to chociaż nie jest używane w naszym Kościele w praktyce, to jest ono oficjalnym wyznaniem naszego Kościoła, gdyż wchodzi w skład Księgi Zgody z roku 1580, bez uznania której luteranami byśmy nie byli. Definicja z wyznania nicejsko-konstantynopolitańskiego brzmi następująco: Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół.
Jeden – Johan Gerhard (1582-1637) ortodoksyjny luterański teolog w następujący sposób tłumaczy jedność Kościoła: „Kościół jest jeden, ponieważ jest on zgromadzony przez jednego Pana, poprzez jeden Chrzest, w jedno mistyczne ciało, pod jedną głową, rządzone jednym Duchem, złączone razem jednością wspólnej wiary, nadziei i miłości (por. Ef 4,5), rozpoznające jedną wiarę i powołane jednym powołaniem do jedynego niebiańskiego dziedzictwa”. Tego jednego Kościoła nie można utożsamiać z jakąkolwiek ludzką strukturą na ziemi. Jednocześnie każda ludzka struktura i każdy członek ludzkiej struktury kościelnej, a więc po prostu mówiąc – my, musimy czuć swą łączność z jednym i niepodzielnym Kościołem, którego głową jest Jezus Chrystus. Jeśli to nie w Chrystusie widzimy swój początek, swoje życie i swój cel, wtedy wyłączamy się z prawdziwego Kościoła.
Święty – każdy kto choć odrobinę zna historię chrześcijaństwa wie, że niejednokrotnie Kościoły stały za okrucieństwem czy nawet śmiercią wielu ludzi. Począwszy od prób „chrystianizacji” mieczem, a kończąc na współpracy chrześcijan z totalitarnymi zbrodniarzami (chociażby Deutsche Christen w III Rzeszy) ciężko jest bezkrytycznie przyjąć, że Kościół jest „Święty”. Jednakże Kościół jest święty – nie ze względu na jego władze, na jego członków, na jego wkład w rozwój cywilizacyjny – czy z jakichkolwiek innych powodów. Według cytowanego już przeze mnie J. Gerharda świętość Kościoła wynika z: 1) Świętości jego głowy – a więc Chrystusa; 2) Ponieważ powołany jest do świętości przez Boga – a więc do odróżnienia się od świata; 3) Ponieważ powierzone mu Słowo Boże jest święte; 4) Ponieważ Duch Święty gromadząc wiernych w Chrystusa w Kościele ich tam uświęca. Także jak widzimy świętość Kościoła jest odgórna – pochodzi od Boga, a nie oddolna – nie ma więc nic wspólnego z godnością czy zasługami jego członków.
Powszechny – greckie określenie padające w tym wyznaniu katholiken może się nam skojarzyć z pewnym wyznaniem, którego papież urzęduje w Watykanie. Ze strony rzymskich katolików taka interpretacja jest bardzo na rękę – dla wielu z nich Kościół o którym mowa w tym starokościelnym wyznaniu to Kościół (rzymsko) katolicki. W praktyce oznacza to dla nich, że każdy inny Kościół jest w odróżnieniu od nich pochodzenia czysto ludzkiego. Kiedy w XVI wieku doszło do Reformy Kościoła, ze strony luterańskiej nikt nie chciał odcinać się od katolickości. Może to nas zszokować, ale wystarczy popatrzeć do Obrony Wyznania Augsburskiego, w której czytamy: „Nasze sumienia są w tej sprawie czyste, ponieważ wiedząc, że nasze Wyznanie jest prawdziwe, nabożne i katolickie, nie musimy godzić się na okrucieństwa tych, którzy prześladują tę naukę”.
Aby zrozumieć te słowa musimy zrozumieć czym jest katolickość. Jest to nic innego jak wierność niezmiennym i potrzebnym do zbawienia zasadom wiary. Reformacja luterańska nie wprowadziła do XVI wiecznego Kościoła jakiś nowinek – bo wtedy byłoby to sekciarstwo, ale przywróciła zasady dawnego Kościoła odrzucając to co stało w sprzeczności z Pismem Świętym. Z takiego punktu widzenia nie sposób nie zgodzić się z Filipem Melanchtonem – autorem Obrony Wyznania Augsburskiego iż to Reformacja broniła katolickości przeciw średniowiecznym odstępstwom, które powstały w Rzymie.
Ale powszechność Kościoła dotyczy sfery także bardziej lokalnej. Kościół, który jest powszechny jest dla wszystkich. To znaczy, że nauka, którą głosi nie jest ograniczona do jakiejś konkretnej grupy ludzi. Kościół musi być miejscem ludzi we wszelkiej ich różnorodności. Kościół nie może stać się więc zamkniętą grupą, w której ktoś rzeczywiście pragnący Ewangelii jest niemile widziany. Absolutnie tak być nie może! Kościół powszechny to w końcu Kościół będący w duchowej jedności ze wszystkimi chrześcijanami na świecie. Tymi radzącymi sobie całkiem nieźle, jak i tymi, którzy muszą zmagać się z okrutnymi prześladowaniami.
Apostolski – jest to ostatni z wyznaczników Kościoła. Ks. David Hollatz (1648-1713) kolejny ortodoksyjny teolog luterański w taki sposób skomentował apostolskość w Kościele: „Kościół jest nazywany apostolskim, ponieważ został posadzony przez apostołów, a częściowo dlatego ponieważ wyrósł i był budowany na doktrynie przekazanej przez apostołów, na fundamencie apostołów i proroków (por. Ef 2,20)”. Apostolskość dotyczy więc zarówno związków historycznych – podkreślamy, że nasz Kościół to Kościół apostołów, a jednocześnie a zarazem przede wszystkim iż nauka naszego Kościoła ma pochodzenie apostolskie. To jest przestrogą dla Kościoła wszystkich wieków – szczególnie współczesnego, aby swe nauczenie czerpał z tego co przekazali apostołowie (Nowy Testament), a nie z własnych chwilowych potrzeb dyktowanych potrzebą przypodobania się światu.
Z apostolskością Kościoła związany jest jeszcze inny temat, mianowicie sukcesji apostolskiej. Przez Kościoły katolickie, prawosławne i anglikańskie dotyczy ona ciągłości urzędu biskupiego od czasów apostołów. Dla nas jako luteran sukcesja apostolska dotyczy przede wszystkim nauki. Natomiast temat ten rozszerzę w dalszej części poświęconej urzędowi Kościoła.
Ciąg dalszy nastąpi...