Pytanie z pozoru błahe, a mnie nurtujące. Nie czuje się wyznawcą jakiejkolwiek religii chrześcijańskiej, chodzę czasami do kościoła, i chciałem kiedyś czytać Biblię większymi porcjami, ale zawsze odnajdowałem rzeczy które interesowały mnie bardziej. Chodzę do liceum, i Biblię omawiamy w małych porcjach na języku Polskim, ale to tylko analiza stosunkowo ważnych fragmentów. Na lekcji religii nie czuję, aby ktokolwiek z kolegów (tudzież całej młodzieży?) był zainteresowany religią. Ja nie jestem zresztą żadnym wyjątkiem. Moją wartością życiową którą wyznaje, to mogła by być wiara, gdyby nie środowisko w którym żyję.
Jedynie chyba pozostało chodzenie do kościoła słuchanie kazań. Ale też samemu chodzić w młodym wieku wydaje się niecodzienne, gdyby znaleźć chociaż drugą osobę z którą można przynajmniej raz w tygodniu pójść na tą mszę świętą...
Nie chcę wyjść na jakiegoś czuba. Nie czuje się wyznawcą religii katolickiej, ani jakiejkolwiek chrześcijańskiej. Formalnie, może jestem - ale nie znajduje oparcia, nie mam jak czcić Boga. W środowisku w którym żyję pozostaje mi tylko czczenie boga w kościele, i u siebie w domu samemu. Wierze, że po śmierci może nas czekać Królestwo Boże.
Jak myślicie, co powinienem (i inne osoby być może w podobnej sytuacji) zrobić w takiej sytuacji?