przez Maciejj » Wt sie 25, 2020 20:04
Zgadzam się z Aleksandrem. Jeśli uważamy jakieś argumenty za błędne, prymitywne, albo prowokujące przemoc, to wystarczy samemu ich nie powtarzać. Nie ma potrzeby odcinać się od środowisk, z którymi i tak chyba niewiele nas łączy. Jeśli damy się w ten sposób zagonić do narożnika, ulegniemy sugestiom, że trwanie przy biblijnej etyce w sprawach małżeństwa i seksualności stawia nas w jednym szeregu z faszystami i musimy się do tego odnieść, to już przegraliśmy. Nieważne jak bardzo byśmy się odcinali, tylko tym potwierdzamy ten bezpodstawny zarzut.
Musimy uważać, żeby nie dać sobie narzucić obcej narracji w tej sprawie - tylko być w defensywie, reagować, sprzeciwiać się, ale używając ich języka i w ramach skonstruowanego przez nich dyskursu. Ostatnio wielki szum wywołała wypowiedź jakiegoś polityka, że "LGBT to nie ludzie, tylko ideologia" - łącznie z wyrazami oburzenia i kazaniami na ten temat ze strony duchownych KEA, o ile pamiętam nawet reakcją Biskupa Kościoła. Tymczasem nie chodzi o to, żeby odmawiać komuś godności człowieka - to zupełne wyrwanie z kontekstu i przekręcenie sensu tej wypowiedzi. Chodzi o bardzo ważne zaprzeczenie wszechobecnej propagandzie, że "LGBT" to jakaś tożsamość na stałe i od urodzenia przypisana do osoby, tak jak płeć, narodowość, czy kolor skóry - jakaś obiektywnie ustalona kategoria ludzi - "ludzie LGBT". Że niby albo zaakceptujemy ich takimi jakimi są, albo "nienawidzimy" ich za to, kim są i za coś, czego nie wybrali. Na tym założeniu - lansowanym jako oczywiste i często nieświadomie potwierdzanym nawet przez przeciwników tęczowej polityki - opierają się wszystkie przepisy ograniczające wolność słowa i sumienia w tej sprawie. Tymczasem takie twierdzenia nie mają naukowych podstaw (wbrew propagandzie), ponadto są wewnętrznie sprzeczne (ludzie twierdzący, że "orientacja seksualna" jest ostro zdefiniowaną, niezmienną i biologiczne uwarunkowaną kategorią, są jednocześnie w stanie utrzymywać, że płeć nie jest) i niezgodne z nauką biblijną (1 Kor 6:11: "A takimi niektórzy z was byli [...]").
Porównanie z komunizmem nie jest takie głupie. Może trudno to zauważyć w Polsce, ale tam, gdzie ta ideologia doszła do władzy, wolność słowa mocno na tym cierpi. Pojawiają się znane nam tylko z poprzedniego systemu (albo opowieści o nim) zjawiska jak "donos", "składanie samokrytyki" (wystarczy zajrzeć na Twittera), grzebanie w życiorysach i dawnych wypowiedziach, szukanie haków, coraz bardziej wymuszony udział różnych instytucji (w tym Kościołów!) w politycznych pochodach - ogólnie ciągłe sprawdzanie ideologicznej uległości ludzi będących na jakimkolwiek eksponowanym stanowisku. Kto się temu sprzeciwi w którymkolwiek momencie, choćby był wcześniejszym zwolennikiem, dla tego nie ma litości. Przypadek J. K. Rowling jest dobrym przykładem tego, jak "rewolucja pożera własne dzieci". Też wierzę, że nawet nie wszyscy biorący udział w "paradach równości" to popierają - ale co z tego, skoro nikt nie jest w stanie tego kontrolować ani zatrzymać.
Trochę się rozpisałem, ale główna myśl jest taka, że jako ewangeliccy chrześcijanie powinniśmy mieć własny sposób mówienia o tych sprawach, nawet własne słownictwo, zamiast szukać swojego miejsca w sporze politycznym skonstruowanym przez innych. Nie musimy się ani od nikogo odcinać, ani pod nikogo podłączać.